poniedziałek, 19 stycznia 2009

Tonight: Franz Ferdinand

Franz Ferdinand dla brytyjskiej sceny muzycznej są tym, czym dla polskiej Cool Kids of Death. I jedni i drudzy otworzyli drzwi, dzięki którym brzmienie muzyki zostało w pewien sposób zrewolucjonizowane. To trochę jak z Matrixem w kinematografii. Teraz już nic nie będzie takie samo w muzyce, nic nie będzie takiej jak dawniej. To do nich porównuje się teraz nowe zespoły. Jeśli słyszymy fajną zagrywkę, ciekawie zaśpiewany refren, niezły pomysł na zwrotki, to myślimy sobie 'kurcze, prawie jak u Franza'. Są zespoły, które zmieniły oblicze współczesnej muzyki. Na pewno najpierw The Strokes, ale później też na pewno Franz Ferdinand i Arctic Monkeys. To dzięki nim rewolucja muzyczna trwa.
Poprzednia płyta Franza ukazała się w 2005 roku.... czyli jakby nie patrzeć już blisko cztery lata temu. Szmat czasu. Najgorsze, że niewiadomo kiedy ten czas minął. Kto ukradł te kilka lat?
Płyta powstawała dość długo. Nie chodzi tylko o to, że zespół w 'międzyczasie' dużo koncertował. W trakcie nagrań pojawiło się też wiele problemów z wyborem odpowiedniego producenta, takiego, który najtrafniej odczytałby ich zamierzenia i zrealizował najpełniej ich marzenie o brzmieniu płyty. A jakie jest to brzmienie?
W pierwszej chwili nieco zaskakujące i przyznam się, że rozczarowujące. Lecz tylko w pierwszym momencie. Nie jest to jednak - poza kilkoma piosenkami - moim zdaniem płyta, w której można zakochać się od pierwszego przesłuchania - choć nie można tego wykluczyć. Zaczyna się przebojowym, doskonale znanym singlowym "Ulyssesem", w którym wampiryczne brzmienie gitary łączy się rozedgranym, emocjonalnym i przesyconym żądzą krwi wokalem, a dla kontrastu dodano niezwykle melodyjne i wręcz taneczne brzmienia całości.
"Turn it On" oraz "No You Girl", to znów piosenki Franza o dziewczynach, o rozczarowaniach, o bezlitosnych bad girl, które nie przejmują się uczuciami biednych chłopców. Po tych dwóch kawałkach jest "Twilight Omens" - zdecydowanie jeden z najciekawszych utworów na płycie. Bardzo, ale to bardzo ciekawe brzmienie, wykorzystanie fajnych syntezatorów, instrumentów, a do tego rytmiczny trans perkusji i gitar.
Dla miłośników gitarowego grania w wykonaniu Franza w dalszej części płyty są jeszcze trzy godne polecenia kawałki "What She Came For", "Bite Hard" oraz "Can't Stop Feeling". Nie da się jednak ukryć, że nawet w tych utworach jest zdecydowanie więcej elektroniki niż we wcześniejszej twórczości Franza Ferdinanda. Sprawia to, że całość brzmi nieco bardziej w stylu na przykład Kaiser Chieefs - jest giatorowo, ale przy tym niezwykle melodyjnie, rytmicznie, tanecznie; pojawiają się syntezatory, keyboard. Jeśli zaś chodzi o same syntezatory to warto wspomnieć "Lucid Dreams", które w drugiej części brzmi niczym najlepsza produckja LCD Soundsystem. Z kolei w kawałkach "Dream Again" oraz "Send Him Awawy" możemy wyczuć delikatny flirt z synth popem oraz psychodelicznym rockiem. A na zakończenie płyty w "Katherine Kiss Me" otrzymujemy bardzo przyjemną balladkę.
"Tonight" jest bez wątpienia najbardziej urozmaiconą pod względem brzmieniowym płytą w dorobku tego szkockiego zespołu. Najpierw byłem rozczarowany tą płytą - i to tylko z tego powodu, że spodziewałem się sam nie wiem czego i musiałem przemyśleć jak odnaleźć się w tym, co otrzymałem. Teraz, kiedy przesłuchałem album już kilka razy jestem w nim zakochany i już teraz mam kilkanaście utworów, do których co chwila wracam, by posłuchać absolutnie genialnych dźwięków, jakie udało się stworzyć Franzowi... a do tego posłuchać tekstów, które chyba najmniej różnią się od tego, co słyszeliśmy na poprzednich produkcjach.
Długo musieliśmy czekać na tę płytę, ale zdecydowanie było warto. Zdecydowanie jest to już w tej chwili jedna z największych płyt tego roku.
Chcecie jakiegoś dowodu? Posłuchajcie tego:

Brak komentarzy: