wtorek, 8 kwietnia 2008

Generacja? Nie, dziękuję.

Chciałem napisać coś o moim pokoleniu, o mojej generacji, ogólnie o ludziach młodych, w podobnym mi wieku. Tylko, cholera, jak tu o tym pisać i nie popaść w jakiś banał, absurd, by nie powielać czegoś, co już zostało napisane. Swoją drogą ciekawe dlaczego tyle osób chce pisać o „swoim” pokoleniu i głosem jakimś tej generacji być. Śmieszne to w sumie jest. Bo nawet jeśli będziemy wypowiadać się nie wiem jak ogólnie, to i tak nasze poglądy przy korzystnych wiatrach będą zbieżne z niewielkim procentem grupy osób w podobnym do nas wieku. W ogóle jeszcze jedno spostrzeżenie na wstępie – mówimy o „naszym” pokoleniu. Skąd taka maniera? Chęć przywłaszczenia? Czy Erich Fromm miał rację pisząc o tym, że ludzie w coraz większym stopniu pragną tylko posiadać? Że zawłaszczają wszystko, co się da? Że już nic ich nie dotyka, oni teraz to posiadają – mają grypę, mają depresję. Wszystko jest ich, wszystko do nich należy. A przynajmniej tak im się wydaje. I jak byśmy się nie bronili przed tym, to chyba w każdym z nas jest ziarno takiego materialisty, który pod płaszczykiem buntu skrywa chęć posiadania czegoś – mniej lub bardziej wartościowego.
Mamy dwadzieścia lat. Niedługo będziemy mieć dwadzieścia kilka, potem trzydzieści, czterdzieści i tak dalej. Chcemy być wiecznie młodzi i piękni – i nie mówcie mi, że tak nie jest. Żyjemy w takim, a nie innym społeczeństwie. Społeczeństwie, które boskim kultem otacza młodość i piękność, w której każda zmarszczka jest misternie maskowana, a starość spychana na margines, próbujemy ją ukryć. Uciec od niej. Odsunąć. Wzbraniamy się przed nią. Granica, od której mówimy o kimś, że jest osobą starą, bardzo mocno przesunęła się w ostatnich czasach. Ale czy tak naprawdę coś się zmieniło? Czy zmieniło się to, że kiedyś umrzemy? I koniec. Kropka. Nic się nie zmieniło. Stworzyliśmy iluzję, obłudę, farsę.
Jak śpiewało Cool Kids of Death w piosence „Dwadzieścia kilka lat”: „To jest mój czas
Nikt mi tego nie odbierze / Dwadzieścia kilka lat / Ciągle w nic nie wierzę / Brak mi doświadczeń istotniejszych / Holocaustu, wojny, śmierci / Pornografia, telewizja / To mnie kształtowało”. Właśnie. To jest mój czas. Nic nas nie kształtowało? Ale o co chodzi? Wychowaliśmy się już w wolnej Polsce, nie musieliśmy się buntować, bo w zasadzie to już nie ma przeciwko czemu. Tak, tak. Choćbyście nie wiem jak chcieli, to nie wiem przeciwko czemu moglibyście, moglibyśmy się buntować. Żyjemy w czasach, gdy praktycznie wszystko nam wolno. Nie ma żadnych ograniczeń. A jeśli twierdzisz, że są, to odpowiedz na pytanie czy ktoś ci czegoś zabrania. Nie. Możesz pisać i mówić co chcesz. Masz dostęp do Internetu. I o ile ojciec nie załączy Ci filtra na przeglądarce to masz dostęp do wszystkiego. Szukasz czego chcesz, dowiadujesz się czego chcesz, odwiedzasz witryny, które wybierasz. Możesz wszystko. Kwestią problemu jest raczej to, czy potrafisz z tego korzystać. Nic więcej. „Brak mi doświadczeń istotniejszych”. No, „pokoleniem Kolumbów”, to my na pewno nie jesteśmy. I bardzo dobrze. Ja się z tego cieszę. A doświadczenia mamy. Tylko inne. Popkultura – to mnie kształtowało. To kształtowało Ciebie.
Żyjemy w czasach pseudobuntów. W ogóle bunt się skomercjalizował. No bo czym jest bunt w czasach, w których wchodzimy do dowolnej galerii handlowej i wychodzimy z niej jako dowolniej wybrany buntownik? Czym ma być bunt w czasach, gdy w każdym sklepie możemy kupić naszywki z hasłami „punk’s not dead”? Czym ma być bunt emo, gdy w każdym sklepie H&M możemy kupić wszystko co tylko chcemy z czaszkami – dosłownie wszystko, nawet majtki.
Patrząc na współczesne społeczeństwo zatrważa mnie szczególnie jedna rzecz. To dziwne przywiązanie każdej jednostki do jej status quo, to wyalienowanie od spraw, które jej bezpośrednio nie dotyczą, ten brak zaangażowania w sprawy społeczne, to olewactwo wszystkiego. Nie jest oczywiście tak, że wszyscy mają wszystko gdzieś i niczym się nie przejmują, niczym się nie interesują. Ale brak nam chyba młodej inteligencji na miarę tej przedwojennej. I nie pieprzę tu w żaden patetyczny sposób. Po prostu wydaje mi się, że mam prawo domagać się od młodych ludzi – w tym od siebie samego – większego zainteresowania kulturą, zwracana uwagi na sprawy społeczne, oderwania się od swojego ciasnego status quo. Cholera, mam do tego prawo moralne i nikt mi tego nie odbierze.
Że coś mi odbiło? Że co to kogo interesuje? No właśnie. Ale dlaczego nikogo teraz nie interesuje nic, co wyrasta poza czubek jego własnego nosa? Czemu ten świat się tak dehumanizuje i zatraca w jakimś skrajnym, źle rozumianym liberalizmie, spaczonej wolności, która jest rozumiana jako brak poszanowania dla jakichkolwiek norm. Wolność jest fajna. I nikt nie ma prawa nam jej odebrać. Jasne. Tylko czy potrafimy z tego korzystać? My, którzy studiujemy, poszerzamy nasze horyzonty, zdobywamy wiedzę, chyba w jakimś tam stopniu – tak. Ale reszta społeczeństwa? Co z nią? Czemu może działać, a tego nie czyni? Choćby tak banalna rzecz, jak wybory. Ileż to już elaboratów pisano na ten temat. Lud ma prawo iść na wybory, a nie idzie, bo, przepraszam za wyrażenie, ma wszystko w dupie. Co za ciemnogród. Czemu nie można zrozumieć tego, że mamy już demokrację i trzeba ruszyć dupę i pójść na te wybory, oddać głos i zmienić ten kraj? Może niekoniecznie zmienić – ale brać czynny udział w kształtowaniu i rozwoju sceny politycznej w Polsce. Mamy do tego prawo, więc korzystajmy z tego. Jeśli politycy będą musieli zacząć się liczyć z naszymi głosami, bo nagle frekwencja będzie wynosić jakieś 80%, to na pewno zmienią swoje postępowanie. Jeśli będziemy interesować się tym, co robią, jeśli będziemy ich kontrolować, to nie pozwolą sobie na tak wiele, bo będą wiedzieli, że w następnych wyborach możemy ich pozbawić ciepłej posadki.
Jeszcze o tych wszystkich „pokoleniach”, które to niby mamy we współczesnym świecie. Najpierw od przykładu, który od razu chciałbym obalić – „Pokolenie JPII” – cyrk na kółkach po prostu. Niby gdzie to pokolenie? To był sztuczny twór stworzony przez media po śmierci papieża. Nigdy czegoś takiego nie było i nie będzie. Papież był u nas w kraju bardzo ważną osobą. OK. Ale tylko w chwilach, gdy przyjeżdżał do kraju, a ludzie mogli iść go posłuchać, zobaczyć, pomachać chorągiewkami. Ilu z nich tak naprawdę wsłuchiwało się w jego słowa? Ilu z nich czytywało jego książki? Niewiele. Na pewno zdecydowanie za mało byśmy mogli mówić o jakimkolwiek pokoleniu. Obecnie możemy mówić o wielu pokoleniach – pokoleniu Google, pokoleniu Internetu, ale na pewno nie o pokoleniu JPII.
Swego czasu Kuba Wandachowicz opublikował w Wyborczej tekst zatytułowany „Generacja Nic”. Wiele w nim prawdy, z wieloma poglądami mogę się zgodzić, wiele mam identycznych jak on. To chyba musi o czymś świadczyć. Autora krytykowali po publikacji tekstu, głównie publicyści czy osoby, które miały jednak więcej niż te dwadzieścia kilka lat. Więc to musi świadczyć o tym, że był to jakiś głos pokolenia, generacji. I nie, nie chodzi o to, żeby bezmyślnie teraz się z tym identyfikować, wypisać sobie na koszulce „Generacja nic” i myśleć, że jest się kimś megafajnym. Po prostu czasami podobnie myślimy, kochamy wolność, domagamy się podobnych zmian, cenimy nowoczesność, tylko doceniajmy przy tym inteligencję i zwalczajmy do alienacyjne status quo.
W ogóle to byłbym mimo wszystko bardzo ostrożny z szafowaniem takim pojęciem, jak pokolenie. Bo oczywiście, że może zdarzyć się tak, że pewne wartości będą wspólne dla dużej grupy ludzi, ale zawłaszczanie sobie prawa do pisania w imieniu jakiegoś tam pokolenia sprawia, że narzucamy komuś nasze poglądy. Nikt przecież nie musi się z nami zgadzać. Niech więc autorzy pamiętają o tym i niech nie narzucają nam na siłę jakichś wartości i poglądów. Niech nikt nas nie przekonuje do czegoś. Potrafimy decydować i wybierać. Nikt nie musi mnie przekonywać, że jestem członkiem pokolenia JPII, bo doskonale wiem, że nim nie jestem.

Cool Kids of Death "Spaliny":

Brak komentarzy: