sobota, 13 grudnia 2008

The Killers - Day&Age. Reaktywacja!

Console me in my darkest hour
Convince me that the truth is always grey
Caress me in your velvet chair
Conceal me from the ghost you cast away

I ain't in no hurry, you go run
And tell your friends I'm losing touch
Fill their heads with rumours of impending doom
It must be true


Prawie pół roku przerwy? Nie za fajnie. Nie ma co ukrywać. Ale cóż zrobić. Może przerwa była potrzebna. W końcu żadna krucjata nie może trwać permanentnie. Nawet ta muzyczna - głównie. W każdym razie I was back to the town;) Z nowymi inspiracjami muzycznymi, z nowymi płytami, z nowymi pomysłami. A wszystko zaczęło się w lipcu. Czyli wtedy kiedy spłodziłem ostatni wpis na tym blogu. W skrócie, później był wyjazd do UK, zachwyt ilością dostępnych płyt w sklepach muzycznych. Ilość osób w tych sklepach. O tak, to był największy szok. Chociaż nie. W sumie jak dla mnie największym było to, że wchodząc do HMV mogę znaleźć tam każdą (KAŻDĄ) płytę o jakiej tylko mogę sobie zamarzyć, by poszukać. No i ceny. W promocji dwie płytki za 10 funtów, czyli wtedy to było coś około 40 złotych (20 zeta za płytkę!). Później jednak szara rzeczywistość. Polska wita. Teraz przy tej okazji skojarzyły mi się dwie historie z zakupami CD. Najpierw Kings of Leon, a ostatnio nowy album The Killers. Ten pierwszy pamiętam, że trudno było w ogóle dostać. Aż mi się nie chce pisać o tragicznej organizacji polskich sklepów i to bardzo dużej sieci, pełnej kultury podobno. Na półkach leżą dziesiątki jakiegoś syfu, który w ogóle nie schodzi, a towaru na który jest zapotrzebowanie sprowadzają dosłownie kilka sztuk i potem kto pierwszy ten lepszy. Nic dziwnego, że część osób mogła się ostro wkurzyć. W końcu człowiek chce kupić oryginalną płytę, a tu stwarza mu się takie problemy. Nic jednak nie przebije ostatniej historii z The Killers. W całej Częstochowie nie było już, kiedy chciałem kupić, ANI JEDNEJ płyty. W Katowicach zaś ledwie udało mi się kupić ostatnią z magazynu. Sorry, co to ma być? Kpina z klienta? Czy jeśli coś tak dobrze schodzi, to nie można sprowadzić kilkanaście sztuk więcej? Czy naprawdę konieczne jest zaleganie na półkach słabiutkiego nowego Guns'n'Roses podczas gdy o dobre płyty trzeba wręcz toczyć batalię i nie dać się wyprzedzić innym fanom? No troszkę szacunku do klienta. W końcu to chyba sprzedawcom powinno zależeć na tym, by zgarnąć kasę za półkowe. A wiadomo doskonale, że akurat ta sieć sklepów kulturalnych troszkę sobie za to liczy.

Ale to już przeszłość. Najważniejszy jest efekt końcowy. A ten jest wyśmienity. Bowiem The Killers na nowej płycie powracają w wielkim stylu. I te 31 złotych (sic!) jest zdecydowanie warte wydania. Przy ich drugiej płycie dość mocno na początku narzekałem, że wcześniej tak pięknie grali, tak cudownie, że komu to przeszkadzało, że czemu się zmienili, że czemu na siłę chcieli uchodzić za ambitniejszych niż byli naprawdę. Teraz, z perspektywy czasu, sądzę że może nieco niesprawiedliwa była ta opinia, bo druga płyta jest faktycznie inna niz pierwsza, OK. Ale w sumie nie jest taka zła. W końcu kawałki "When You Were Young" czy "Read My Mind" zdecydowanie można zapisać jako jedne z ich najlepszych. Poza tym, gdy posłuchamy sobie pierwszej, drugiej i trzeciej płyty zauważymy wtedy, że mamy tutaj do czynienia z jakąś spójną ewolucją i rozwojem. Choć nie zmienia to faktu, że ogromny plus mają jak dla mnie za to, że trzecia płyta mimo wszystko jest bardziej podobna do pierwszej. Chłopaki zgoliły zarost i generalnie wrócili do tego, co im najlepiej wychodzi, czyli śpiewania o bad girls. Spotkałem się co prawda z opinią, że na nowej płycie poruszają problem Boga, tego czy istnienieje czy nie... zwątpiłem po przeczytaniu tej opinii. I to nie w jakimś szmatławcu. Angielski serwis recenzyjny. Przesłuchałem wspomniany kawałek ("A Dustland Fairytale") kilka razy, dla pewności przeczytałem tekst i powiem tak, jeśli dla kogoś słowa o tym, że wszystkie dobre dziewczyny już umarły, że ciągle poszukujemy nowych doznań, nowych dróg i tak dalej jest rozważaniem na tle religijnym to proszę bardzo. Ale ja nie dokonywałbym tutaj takiej nadinterpretacji. Nie wmawiajmy autorowi na siłę co miał na myśli.

Mam nadzieję, że już wyjaśnił się przynajmniej w pewnym stopniu cytat otwierający ten wpis. Pochodzi on z pierwszego utworu na płycie. Kapitalne rozpoczęcie. Ogólnie cała pierwsza piątka na płycie mocno rozkręca album, nawiązując do najlepszych tradycji The Killers w postaci "Somebody Told Me", "All These Things That I've Done" czy "Smile Like You Mean". To samo doskonałe połączenie elektroniki z rytmicznym rockiem, w którym wyczuwalne są też pewne elementy post-punka. Oczywiście odpowiednio podlane tanecznym popem. Cudo. A jeszcze ta wyśmienita modulacja głosu wokalisty, te emocje.

Bad girls swoją drogą, ale jednak muszę przyznać, że teksty są jednak w pewnym stopniu ambitniejsze. Niestety rozczaruję tutaj rozochoconych chłopców, którzy chcieliby zrobić z The Killers zespół religijny. Hm, chyba, że to byłaby religia taka, jaką uprawia Hank Moody w scenie otwierającej pierwszy sezon "Californication". Ale, ale... na przykład utwór "The World We Live In" sprawia, że zaczynamy zastanawiać się czy The Killers nie zmierza troszkę w stronę U2. Chociaż chęć zmiany świata, naprawienia błędów, wiary w lepsze jutro, wiara w to, że nie jest jeszcze za późno, by zmienić wiele rzeczy, nie od razu musi oznaczać podążanie szlakiem U2. Chociaż z drugiej strony inspirowanie Bono i spółką jak dla mnie nie jest żadnym powodem do krytykowania.

W sumie jeśli miałbym teraz polecić szczególnie, któryś utwór z nowej płyty, to pewnie zarzuciłbym "Specemana" albo "Joy Ride'a" (z genialnymi wpływamili latino), albo może "Human" (chociaż ten utwór jak dla mnie już został zakatowany ilością odsłuchań), więc przekornie pojedziemy świątecznie. W końcu tak modnie chyba teraz. Ale zrobimy to w stylu The Killers. Czyli irocznie. Nie zabijaj mnie Mikołaju!!!

The Killers - "Don't Shoot Me Santa"



A już niedługo chyba trzeba będzie zrobić jakiś prywatny top tego roku...

Brak komentarzy: