piątek, 30 maja 2008

Rewolucje seksualna i obyczajowa, i jaka tam chcecie

Ostatnio z moim znajomym starliśmy się poglądami na sprawę rewolucji seksualnej i obyczajowej. Oczywiście ja okopałem się w okowach tak zwanego postępu i nowoczesności, on zaś tak zwanego konserwatyzmu. Nie trudno odgadnąć, że do żadnego sensownego kompromisu nie doszliśmy. Poza jednym. Że początkowe założenia ruchu emancypacyjnego kobiet były jak najbardziej pozytywne, bo dążył do wyzwolenia kobiety z różnych społecznych więzów, a co najważniejsze, był to ruch, który zapewnił kobietom możliwość aktywnego uczestniczenia w kształtowaniu sceny politycznej. Jeśli chodzi o prawa wyborcze, to tutaj ten ruch nie ma praktycznie żadnych przeciwników. No może poza tak skrajnymi konserwatystami jak Korwin-Mikke, który najchętniej widziałby kobiety tylko przy garach, a powrót porypanych wartości patriarchalnych uznałby - obok cudu gospodarczego - za największy dopust boży. Zostawmy jednak tego pana w spokoju. Głównym zarzutem mojego znajomego było rzekomo zbyt duże wyzwolenie kobiet, niezgadzanie się z ruchami feministycznymi. Nie podobało mu się także obecne traktowanie kobiety jako produktu i obiektu pożądania. Ok, no to mamy naświetlony problem z jednej strony. I wystarczy. Teraz moje zdanie na ten temat. W miarę od początku postaram się zacząć, choć pewnie jak zwykle z piętnaście dygresji po drodze zrobię. Generalnie nie podoba mi się krytykowanie ruchu feministycznego, bo przy tych wszystkich "ale", jakie mogę mieć pod jego adresem, to zapisał się on bardzo chlubnie w naszej historii. Kobieta przestała być bezbronną istotą ciągle komuś podporządkowaną. Przypomnę tylko, że nawet wybitni ludzie zawsze mieli jakieś niezdrowe fascynacje do uzależniania kobiety. Nawet taki Napoleon nazywał ją w swoim kodeksie "wieczyście małoletnią" i w wielu aspektach pozbawiał możliwości samodecydowania o sobie. Tylko oczywiście tutaj można zaraz wytoczyć jako kontrargument przykład skrajnego samodecydowania, skrajnej niezależności, który przejawiał się nawet w czymś takim, jak ruch, który propagował maksymalną dowolność w samozadowalaniu się kobiet. Dosłownie. Tak, tak, działo się coś takiego w Stanach Zjednoczonych kiedyś. W sumie nic w tym złego, tylko sposób w jaki było to sprzedawane, cała ta otoczka filozoficzna, była jakaś taka pseudobuntownicza w stosunku do całego męskiego świata.
Z kolei jeśli mówimy o traktowaniu kobiety jako produktu czy obiektu pożądania, to mamy do czynienia raczej z zupełnie inną sprawą. Bo z rewolucją feministek niewiele ma to wspólnego, które raczej zdecydowanie bronią się przed takim traktowaniem. Tutaj bardziej możemy mówić o czymś, co szumnie przez postępowych dziennikarzy jest nazywane rewolucją obyczajową czy seksualną. Tylko jakaś marna ta rewolucja w sumie była i jest. Niby powinno to być widoczne na każdym kroku, a osobiście mam wrażenie, że po prostu więcej się wokół tego robi szumu w mediach, niż jest to tego warte. To co widać w normalnym życiu z tej rewolucji, to tylko to, że zmieniło się podejście do rozmów o seksie. To już nie jest temat tabu, o którym mówimy po cichu i z zażenowaniem.
Kobiety jako produkt. Rozdmuchane hasło. Seks się sprzedaje i to jest tak oczywiste, jak to, że Ziemia jest okrągła (eliptyczna?). Tylko co w tym złego? Ja w tym nic złego nie widzę. Jeśli coś działa na klientów, to dlaczego tego nie stosować? Skoro wiadomo, że ładna kobieta przyciąga wzrok, to czemu udawać, że tak nie jest? Co osiągniemy taką fałszywą poprawnością? Pewnie nic. Więc dajmy sobie z tym spokój i dopóki tylko nie przybiera to jakichś zniesmaczających form, to nie ma w tym - według mnie - nic złego.
A że kobiety są obiektami pożądania? No litości, a kiedy nie były? Jeśli tylko nie miały dwudziestu kilogramów nadwagi i nie były brzydkie, to chyba zawsze. Oczywiście ideał piękna zmieniał się na przestrzeni wieków. Ale na pewno nie mam tutaj ochoty pisać o rubbensowskich kształtach, bo taki to dla mnie ideał piękna, jak z Dody dobra piosenkarka.
Poza tym, przy okazji takich rozważań kojarzy mi się jeszcze konflikt dwóch światów - cywilizacji zachodniej i Wschodu. Pod pojęciem "wschód" dla uproszczenia pozwolę sobie pisać jednocześnie o Islamie oraz świecie hinduskim, o którym ostatnio też sporo zdarzyło mi się słyszeć. Moje sympatie, oczywiste to chyba jest, są zdecydowanie po stronie naszej cywilizacji. Cywilizacji postępu i nowoczesności. Czasami trochę bezmyślnego postępu, ale generalnie jak najbardziej pozytywnego. Jakoś nie potrafię doszukać się piękna ani w konserwatywnej tradycji Indii, ani w zaścianku ideologicznym jakim dla mnie jest Islam. Nie rozumiem przy tym tych wszystkich obrońców Islamu, tych wszystkich dziennikarzy, którzy niczym na zamówienie produkują teksty o tym, jaki to Islam jest wspaniały, jaki tolerancyjny. Litości, skończmy z tymi bredniami. Islam jak większość religii krępuje pozycje kobiety. Co ja piszę, przecież nawet w chrześcijaństwie pozycja kobiet nigdy nie była tak zła, jak tam. W chrześcijaństwie nigdy nie było fanatyzmu religijnego na taką skalę jak w Islamie. Przypomnę bowiem tylko, że osławione krucjaty wcale nie były szerzeniem wiary. To były po prostu wyprawy mające przynieść zysk czy to polityczny, czy materialny. Ja ogólnie nie podzielam jakichś zbiorowych zachwytów nad tradycją. Czasami posuwam się nawet do świadomego egoizmu. Oczywistym przecież jest to, że zdaję sobie sprawę z tego, że to do czego doszliśmy obecnie jest wynikiem pracy wielu pokoleń. Tylko wkurza mnie takie ślepe zapatrywanie się w te wartości. Wartości, które w ogromnym stopniu już się zdewaluowały i nijak nie mogą być przenoszone do świata nam współczesnego. Każdy wiek, każde pokolenie ma swoje prawa. Każda wybitna osoba - coby daleko nie szukać, choćby Mickiewicz - nawołuje do tego, by iść z duchem czasu, że młodość musi mieć swoje prawa i marzenia. Jeśli bowiem MY nie będziemy wierzyć w taką utopię, że ten świat może stać się lepszym miejscem dla wszystkich, to kto ma w to, do cholery, wierzyć?

I na zakończenie nowomodni The Teenagers i ich piosenka zadedykowana Scarlett Johansson. Do dedykacji chłopaków oczywiście się przyłączam:


Brak komentarzy: