piątek, 2 maja 2008

Polish Indie Kids?

Przeczytałem ostatnio pewną wypowiedź wokalisty CKOD, w której pojawiły się dwie rzeczy, z którymi nie mogę się zgodzić. Dobrze, że Cool Kids of Death ma Kubę Wandachowicza, bo w przeciwnym razie bałbym się tego w jakim kierunku filozoficznym zmierzałby zespół, jaką tonację by przyjął. W wypowiedziach Wandachowicza można dostrzec trochę utopijności, ale niezwykle pozytywnej. Widać też u niego pewną wiarę w zmiany na lepsze. Ostrowski albo prowokuje, albo epatuje niepotrzebnym sceptycyzmem. Jeśli bowiem osoby takie jak on, bezpośrednio związane z muzyką nie będą widziały sensu w kupowaniu oryginalnych płyt, to na pewno sytuacja nie zmieni się na lepsze w naszym kraju. A nie o to przecież chodzi.
Natomiast zdecydowanie mogę się zgodzić z Wandachowiczem, który dostrzega potrzebę zrobienia czegoś, żeby zachęcić ludzi do kupowania oryginalnych płytek. Nie sieje defetyzmu i mówi o tym, że faktycznie coś się dzieje w naszej muzyce. Powstają składanki z niezależną muzyką, powstaje coraz więcej offowych zespołów, które niosą kaganek indie rewolucji w naszym kraju. Coraz więcej też polskich indie zespołów wydaje longplay'e. W tamtym roku mieliśmy głośną premierę Much z ich "Terroromansem", już w najbliższy poniedziałek mamy z kolei nie mniej głośną premierę debiutanckiej płyty zespołu Renton. A jeśli wszystko pójdzie dobrze, to dzięki inicjatywie pozytywnych zapaleńców z MegaTotal ukaże się płyta długogrająca kapitalnego zespołu, który jak dla mnie śmiało może być okrzyknięty polskim Placebo - ze względu na teksty i na barwę głosu wokalisty. Mowa oczywiście o zespole NeLL. Jakiś czas temu pojawiła się też płytka Lili Marlene. Niebawem chyba też powinno się coś zacząć dziać z debiutem płytowym sopockiej Saluminesi, która z kolei może być nazwana polskim Coldplay'em. Więc niech nikt mi tutaj nie chrzani, że nie rozwija się w Polsce kultura indie.
Kultura? Tak, kultura. Bo indie to nie tylko muzyka. To też pewien sposób życia, w którym ważne są takie rzeczy jak niezależność i bycie wolnym. To też pewien charakterystyczny sposób ubierania - wyrazisty, często pełen kontrastów, a chyba najbardziej popularnym elementem mogą być marynarki z różnymi znaczkami wpiętymi w klapę, ewentualnie czarne koszule, wąskie krawaty, białe pasy. W Polsce mamy do czynienia z kulturą indie. Może nie na taką skalę jak w innych krajach, ale coś się zaczyna dziać. Jak zwykle po prostu trochę opóźnieni jesteśmy.
Polish Indie Kids? Tak, uważam się, za indie dzieciaka. Może to trochę pretensjonalne, ale wolę taki pretensjonalizm niż jakąś sztucznie nadmuchaną poważność, którą ostatnio bardzo często mogę zaobserwować wśród niektórych ludzi z mojego otoczenia.


I na zakończenie utwór, ktróego po prostu grzechem byłoby nie zamieścić przy okazji takiego postu - The Killers "Indie Rock'n'Roll", podobnie jak ostatnio prezentowany utwór również z pierwszej płyty, na której tak pięknie grali i komu to przeszkadzało. Bowiem ich druga płyta poza kilkoma kawałkami nie robi na mniej już takiego wrażenia.

Brak komentarzy: